Singapur :: Azja w wersji premium

Co prawda odległość z Kuala Lumpur do Singapuru to tylko 350 km, ale to dwa różne światy. Singapur w porównaniu do „reszty” tej części kontynentu to jednak poziom premium. Bliżej mu do klimatu Tokio niż Bangkoku, czy KL. Ale to zróżnicowanie właśnie jest piękne. Od razu gołym okiem widać, że wylądowaliśmy w bogatym państwie-mieście. Tutaj wśród wieżowców spotkamy setki pracowników korporacji w białych kołnierzykach i drogich garniturach.

Na Singapur mieliśmy dwa dni i z pewnością nie zobaczyliśmy wszystkiego, ale tyle wystarczy, żeby poczuć klimat miasta i przebiec po najważniejszych miejscach. My zaczęliśmy od obiadu w Little India, gdzie dojechaliśmy autobusem zaraz po zameldowaniu się w hotelu Fragrance Ruby. Trafiliśmy do typowej hinduskiej jadłodajni, gdzie zamiast talerza dostaliśmy po liściu bananowca na stół, na którym kelner dokładał nam ryż, mięso w sosie i surówki. Wszystko chochlą z wiaderek.

W okolicy można trafić na ciekawe hinduistyczne świątynie, jak np. Sri Veeramakaliamman, ale też meczety, w tym Abdul Gaffoor Mosque. Wędrówkę po Singapurze dobrze jest zacząć właśnie od hinduskiej dzielnicy, bo potem całkiem spokojnie idąc w kierunku południowo-zachodnim przez Clarke Quay dotrzemy do China Town, by następnie skierować się do punktu kulminacyjnego – Marina Bay. W chińskiej dzielnicy trzeba koniecznie podejść do kolejnych świętych miejsc kultu religijnego: Sri Mariamman Temple – najstarsza hinduska świątynia, Buddha Tooth Relic Temple – buddyjska świątynia i muzeum. Do tej ostatniej można wejść bez problemu i nawet zrobić zdjęcie podczas uroczystości.

Do Marina Bay warto wybrać się popołudniu. Mamy okazję zobaczyć słynny resort Marina Bay Sands i Merliona – symbol miasta, w świetle zachodzącego słońca. Koniecznie trzeba poczekać do godziny 20, kiedy to zad zatoką rozpoczyna się efektowny pokaz światła i dźwięku.

My postanowiliśmy też zapłacić S$23 za osobę (niecałe 70 zł) i wjechać na observation desk. Widok na pewno do zapamiętania na lata, mimo że na słynny basen wstęp mają tylko goście hotelowi.

Niewiele brakło, żebyśmy stracili największą atrakcję miasta – pokaz laserów w rytm muzyki nad Marina Bay. Prawie dałem się przekonać moim dziewczynom, żeby po całodziennym maratonie złapać najbliższe metro do hotelu. Całe szczęście, że wybiła godzina 20:00, o której zaczyna się efektowny pokaz światła i dźwięku. Przydał się mój nowy turystyczny magiczny statyw GorillaPod. Dzięki niemu zrobiłem jedne z najlepszych zdjęć w moim fotograficznym życiu. 🙂

Drugi dzień naszego pobytu w mieście Merliona zaczęliśmy od przeprawy na wyspę Sentosa. Choć tak naprawdę był to przyjemny spacer wygodnym mostem. Wyspa Sentosa to centrum rozrywki Singapuru. Znajdują się tu liczne atrakcje, w tym między innymi: kasyno, delfinarium, akwarium, park linowy, kolejki, kilka plaż, a także miejsce, do którego zmierzaliśmy – park rozrywki Universal Studios. Cena biletu nie jest mała, jak większość atrakcji w mieście, i za jednodniową wejściówkę trzeba zapłacić, bagatela, 74 SGD! No, ale co zrobić… Jak już tu jesteśmy. Raz w życiu warto 🙂

Malezja

Park Universal Studios to potężny kompleks rozrywki związanej z produkcjami amerykańskiej wytwórni. Tematami przewodnimi są: Hollywood, New York, Sci-Fi, Starożytny Egipt, Jurassic Park, Far Far Away (w tym Shrek i Śnieżka) i wreszcie Madagaskar, od którego zaczęliśmy. Co prawda Madagaskar, jak i większość atrakcji skierowana jest do najmłodszych widzów, ale znaleźliśmy też coś dla żądnych mocniejszych wrażeń. Kultowy jest pokaz huraganu widziany ze środka rozwalającej się szopy w Nowym Jorku. Trzeba uważać, bo można zostać mocno pochlapany wodą. Ja nie uważałem… 🙂

Kolejną godzinę, jak nie więcej, spędziliśmy w kolejce do pokazu Transformers. Byliśmy bliscy ucieczki z kolejki, ale było warto poczekać. 12-osobowy bolid zabrał nas w wyjątkowy show multimedialny, w którym staliśmy się częścią świata gigantycznych maszyn. Bolid porusza się bardzo dynamicznie, a w okularach 3D wydaje się, że jesteś w samym środku filmu! Efekt niesamowity!!!

Na koniec Sara wyprosiła nas o to, żeby pójść na niebieski rollercoaster, ale my z Agnieszką zdezerterowaliśmy. Drugiego przejazdu na bliźniaczej czerwonej kolejce nie było, a winę za to ponosi pogoda. Tak się rozpadało, że przez pół godziny staliśmy schowani pod daszkiem ściśnięci jak sardynki z setką turystów z całego globu.

Żeby zobaczyć wszystkie atrakcje Sentosy trzeba by było zostać tu z tydzień, a my nie mieliśmy aż tyle czasu. Z resztą nawet gdybyśmy go mieli to pewnie zdecydowalibyśmy się na inne miejsca, a niekoniecznie wyspę rozrywki. Sami mieszkańcy nazwę Sentosa humorystycznie tłumaczą jako „So Expensive and Nothing to See Actually”.

Po posileniu się niezłym, choć niezbyt obfitym obiadem w jednym z centrów handlowych resztę dnia spędziliśmy na leniwym włóczeniu się po okolicy Marina Bay. W planie mieliśmy słynne ogrody botaniczne, otwarte w 2012 i zajmujące ponad 100 ha powierzchni Gardens by the Bay. Spacer w tym miejscu daje możliwość relaksu i odetchnięcia od zgiełku centrum, a także możliwość podziwiania sylwetki Marina Bay Sands z innej perspektywy. Sercem ogrodów są Supertrees, ogromne budowle przypominające kształtem futurystyczne drzewa. Dzięki przemyślanej technologii cały kompleks jest energetycznie samowystarczalny. Energia czerpana jest z biomasy i słońca, a do nawadniania wykorzystywana jest deszczówka. Tu też warto poczekać na zachód słońca. Show zaczyna się po zmroku i zamienia superdrzewa w kolorowe instalacje, niczym przeniesione prosto z planu Avatara. Efekt jest niesamowity!

4 myśli w temacie “Singapur :: Azja w wersji premium

  1. Cześć! Jestem właśnie na etapie bookowania hotelu w Singapurze i przeczytałam, że mieszkaliście we Fragrance Ruby, który jest w dość przystępnej (jak na Singapur) cenie. Jak go oceniacie? 🙂

    Polubienie

    1. Cześć Paulina.
      Hotele Fragramce są przyzwoite, czyste. Pokoje w Runy są strasznie małe, ale nie przyjechaliśmy do Singapuru, żeby siedzieć w hotelu. Za taką cenę jak na Singapur warto.
      Pozdrawiamy z Sao Paulo 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      1. Dzięki za odpowiedź! Przeczytałam w komentarzach na booking,com, że jest on usytuowany w dzielnicy red light i zastanawiałam się, czy to miało jakiś wpływ na Wasz pobyt tam, czy zauważyliście coś niepokojącego itp.? Jeśli się zdecyduję na Fragrance Ruby to na pewno do Ciebie wrócę z pytaniami o komunikację 😉

        Polubienie

  2. Faktycznie tak jest. Ale nawet o tum zapomniałem. Nie było w tym nic uciążliwego. Późno w nocy tam nie byliśmy więc nie wiem.

    Polubienie

Dodaj komentarz