Od kiedy pamiętam, Rio de Janeiro było jednym z naszych największych marzeń podróżniczych na mapie świata. Dlatego też, nie zrażając się faktem, że czerwiec to środek tamtejszej zimy, zdecydowaliśmy się skorzystać z okazyjnej ceny lotów do Brazylii (o czym więcej we wcześniejszym wpisie).
Do Rio dotarliśmy wczesnym rankiem samolotem linii Azul z Foz do Iguaçu i z przesiadką na lotnisku Campinas-Viracopos niedaleko Sao Paulo. To trzecie i ostatnie do kompletu odwiedzone przez nas lotnisko w Sao Paulo. Lądowanie na lotnisku Santos Dumont w Rio de Janeiro jest bardzo efektowne. Zlokalizowane jest w samym centrum miasta nad zatoką Guanabara, która pięć wieków temu mylnie uznana była przez odkrywców z Portugalii za ujście rzeki. Miało to miejsce 1. stycznia 1502 roku i właśnie od miesiąca przybycia nazwano to wyjątkowe miejsce – Rio de Janeiro, czyli Rzeka Stycznia. Lądując między wzgórzami mieliśmy doskonały widok na pomnik Chrystusa, obok którego przelecieliśmy w naprawdę niedużej odległości.
Na zwiedzanie Rio zaplanowałem cztery pełne dni.Do niewielkiego hotelu typu bad & breakfast zlokalizowanego w samym centrum dzielnicy Copacabana dotarliśmy metrem. W Rio to najlepszy środek transportu. Tym bardziej, że wybierając miejsce noclegu kierowałem się bliską odległością od stacji metra. Choć później mieliśmy okazję podróżować również autobusami, co nie jest takie straszne, jak wcześniej czytałem. Zaraz po rozpakowaniu walizek pobiegliśmy na słynną plażę Copacabana. Pogoda nam sprzyjała, świeciło słońce, a temperatura ok. 25 st. C była doskonała do zwiedzania. Wiele osób opalało się na złotym piasku, a niemal 10-metrowe fale były rajem dla surferów, których też nie brakowało. Pilnując naszych plecaków przeszliśmy całą Copę aż do Fortu Copacabana leżącego na cyplu, który oddziela tę dzielnicę od kolejnej słynnej plaży – Ipanemy. Z fortu, który był miejscem rebelii w latach 20-tych ubiegłego stulecia, rozciąga się piękny widok na całą Copacabanę aż po Głowę Cukru.
W Rio właściwie na każdym rogu można zjeść coś typowo brazylijskiego. Do najbardziej popularnych należą bary serwujące różnego rodzaju bułeczki z nadzieniem serowym albo mięsnym. Bardzo łatwo można pomylić te przysmaki z naszymi słodkimi drożdżówkami. Na obiad i coś bardziej konkretnego warto jednak wybrać się do jednej z sieci restauracji bufetowych, gdzie zapłacimy w zależności od wagi nałożonego jedzenia. My często wybieraliśmy restaurację Aipo & Aipim. Wybór tego typu restauracji daje możliwość spróbowania różnych przysmaków, włącznie z kultową Feijoadą.
Drugi dzień naszego pobytu w Rio spędziliśmy na odkrywaniu centrum tego miasta. Zaczęliśmy od wyjątkowej budowli katedry Świętego Sebastiana, która kształtem przypomina bardziej piramidę Majów niż katolicką świątynię i stanowi symboliczne zadośćuczynienie za zagładę dawnych cywilizacji, za którą odpowiedzialni byli europejscy chrześcijanie. Efektownym dziełem architektury i inżynierii XVII wieku jest Akwedukt Carioca, zbudowany w celu zapewnienia wody mieszkańcom miasta. Stąd jedynie kilka kroków dzieli nas od kolejnej wizytówki miasta – schodów Selaron, sławnych choćby z wielu sesji zdjęciowych, a także teledysków takich gwiazd jak U2 czy Snoop Dogg.
Po zaliczeniu żelaznych punktów programu zaplanowanych na ten dzień przypadkiem trafiliśmy na ciekawy targ spożywczy gdzieś na pograniczu dzielnic Lapa i Gloria. Zjedliśmy tam najlepsze naleśniki z tapioki w całej Brazylii. Dobre są zarówno te z mięsem i warzywami, jak i na słodko, na przykład z bananem, kokosem i czekoladą.
Następnym spontanicznym celem okazało się wejście do położonej znacznie wyżej dzielnicy Santa Teresa. Po skrajnie różnych opiniach nie wiedziałem do końca czego się spodziewać. Jednak warto było spocić się wchodząc po stromych uliczkach. Santa Teresa oferuje wspaniałe widoki, klimatyczne kawiarnie i atmosferę trochę podobną do śródziemnomorskich miejscowości. Na kawę i deser zatrzymaliśmy się w jednej z takich przyjemnych kawiarni – Cafe do Alto. Po czym obejrzeliśmy końcówkę meczu Polska – Irlandia Północna, wygranego przez nasz zespół 1:0. Resztę dnia spędziliśmy na długim spacerze przez dzielnice Gloria, Flamengo i Botafago, skąd metrem wróciliśmy na zasłużony odpoczynek.
Pomnik Chrystusa Odkupiciela na wzgórzu Corcovado to najważniejszy symbol Rio de Janeiro. I rzeczywiście niesamowite jest to, że widoczny jest niemal z każdego miejsca w mieście. Pomnik został wybrany jednym z siedmiu nowych cudów świata. Mimo, że cała idea głosowania w tym konkursie była mocno dyskusyjna. Warto było wstać wcześnie, bo po godzinie 9 nie musieliśmy stać w kolejkach, ale też na samej górze pod pomnikiem nie było jeszcze tłumów. Pogoda na wyjazd na Corcovado trafiła nam się bezchmurna. Wyjazd kolejką na górę kosztuje ok. 60 R$. Polecam zająć miejsca w wagonikach po prawej stronie, skąd jest lepszy widok. Choć najlepszą perspektywę daje spojrzenie na miasto spod samego pomnika. Rozpościera się tam wspaniały widok na całe Rio. Świetnie widoczne są szczególnie plaże Ipanema i Copacabana. Sama 38-metrowa figura Cristo Redentor robi naprawdę ogromne wrażenie. Efektowne musi być oglądanie jej w pokładu helikoptera, a taka przyjemność również jest możliwa. Choć sami nie skorzystaliśmy z tego rozwiązania i pozostaliśmy przy nacieszeniu się widokiem z poziomu pomostu widokowego.
Po powrocie na Copę mieliśmy w planie skorzystać z pięknej pogody i poplażować nareszcie trochę . Późnym popołudniem natomiast wyjazd na kolejną atrakcję Rio – Głowę Cukru, skąd przy zachodzącym słońcu planowałem zrobić kilka fotek. Już idąc w stronę plaży pogoda zaczęła się psuć, a pokrywa chmur nie dawała szans na poprawę. Ta wizyta na plaży zmieniła dalszą część naszej wycieczki do Brazylii. Właśnie wtedy skradziono nam plecak z paszportami, portfelem i aparatem…
Jedna myśl w temacie “Rio de Janeiro :: I przygoda na Copie…”