Na lotnisku MEX Benito Juárez nasze „trzy siódemki” linii Air France wylądowały planowo, w piątkowe popołudnie końcem stycznia, zostawiając europejską zimę na innej szerokości geograficznej. Podróż rozpoczęliśmy dzień wcześniej, od wygodnego transferu Polskim Busem z Krakowa do Wiednia, skąd po szybkiej przesiadce na Roissy i dwunastogodzinnym locie dotarliśmy na miejsce. Podróż minęła szybko, w czym pomógł niezły wybór filmów i muzyki w pokładowym systemie rozrywki i dobre alkohole serwowane do smacznych posiłków.

Z lotniska bardzo łatwo dostaliśmy się do naszego hotelu Virreyes dzięki całkiem nieźle rozwiniętemu systemowi metra. Orientację w podróży ułatwiają tam charakterystyczne ikony odróżniające poszczególne stacje od siebie. Pierwszy wieczór poświęciliśmy na zorientowanie się w terenie. Okazało się, że faktycznie nasz hotel znajduje się w ścisłym centrum starego miasta i będzie doskonałą bazą wypadową do zwiedzania. W okolicy znaleźliśmy też miejsca, gdzie można spróbować lokalnych specjałów street food, jak tacos i tortas z mięsem i warzywami. Oczywiście wszystko podane z limonką na plastikowych tackach i konsumowane na siedząco na krawężniku.
Następnego dnia cała nasza ekipa licząca 12 osób wstała bardzo wcześnie, pewnie za sprawą zmiany strefy czasowej. Mexico City leży na wysokości 2240 m n.p.m., co sprawia, że występują tam duże amplitudy temperatur pomiędzy upalnymi dniami, a nocami, kiedy chłód może być mocno odczuwalny.
Zaraz po śniadaniu zjedzonym w jednej z lokalnych restauracji serwujących jajka na wiele sposobów, złapaliśmy metro w kierunku Terminal Autobuses del Norte. Stąd co 20 minut odjeżdża autobus oznaczony „Pyramides” w kierunku Teotihuacán. Bilet kosztuje 5o MXN i kupić go trzeba w najbardziej wysuniętej na lewo kasie dworca autobusowego. Na pokładzie autobusu dołączył do nas mariachi, który uprzyjemnił podróż grając na gitarze i wprowadzając nas w klimat Meksyku.
Teotihuacán to największe starożytne miasto Meksyku, „miejsce, gdzie ludzie stają się bogami”. Bilet wstępu kosztuje 70 MXN. Nie dużo, jak za dołączenie do azteckich bóstw. Zwiedzanie zaczęliśmy od Świątyni Pierzastego Węża, żeby stamtąd Aleją Zmarłych dojść do Piramidy Słońca. Aby wejść na jej szczyt po stromych schodach musieliśmy chwilę odstać w kolejce, choć o tej porze jeszcze stosunkowo nie długiej. Tam doceniłem fakt, że przyjechaliśmy tu dość wcześnie, jeszcze przed autokarami wycieczek z biur podróży. Ze szczytu piramidy roztacza się piękny widok na całe starożytne miasto i okolicę. Zwieńczeniem Alei jest Piramida Księżyca, skąd już blisko do wyjścia.
Droga powrotna do miasta Meksyk była znacznie wolniejsza. To dziewięciomilionowe miasto nie radzi sobie z ogromnymi korkami. Odczuliśmy to na własnej skórze. Na szczęście wysiedliśmy jeszcze przed wjazdem do centrum, bo w planie była wizyta w Bazylice Matki Bożej z Guadalupe, religijnym sercu kraju. Tam odwiedziliśmy wzgórze objawień, starą Bazylikę, a także nową, w której znajduje się oryginalny święty obraz. Przemyślanym rozwiązaniem są ruchome chodniki przed samym ołtarzem, na wzór tych znanych z lotnisk. Pozwalają one na płynny przepływ zwiedzających wzdłuż ołtarza, co pozwala uniknąć tłoku.
Nie tylko tu, ale w całym Meksyku widoczny jest ogromny, czasem wręcz przesadny i groteskowy kult religijny. Na każdym kroku można na ulicy kupić zarówno niewielkie, jak i ogromne figury świętych postaci z Chrystusem i Maryją na czele. Biznes się kręci, a wiele rodzin spaceruje z metrowej wielkości świętymi figurami pod pachą. Tym musiał zainspirować się John Irving pisząc swoją ostatnią powieść Aleja Tajemnic. Tytułowa Calzada de los Misterios znajduje się właśnie w pobliżu Bazyliki Matki Bożej z Guadalupe.
Ten dzień zakończyliśmy spacerem przez historyczne centrum miasta. Przyjemnym miejscem jest Central Alameda Park, przy którym stoi Palacio de Bellas Artes, czyli Pałac Sztuk Pięknych, w którym odbywają się koncerty i przedstawienia teatralne i baletowe. Stamtąd wchodzimy na zatłoczoną Piątą Aleję, pełną ekskluzywnych sklepów i drogich restauracji, która prowadzi do samego serca stolicy kraju, placu Zócalo. Noszący oficjalną nazwę Plaza de la Constitución, jest głównym placem w mieście Meksyk. Zajmuje powierzchnię ponad 26 tys. m² i jest jednym z największych placów na świecie. Był i nadal jest świadkiem ważnych wydarzeń kulturalnych i koncertów. To tu kręcono czołówkę Spectre z Danielem Craigiem w roli agenta 007 i to stąd startuje co roku w marcu słynny Rajd Meksyku zaliczany do mistrzostwa świata WRC.
Następny dzień zaczęliśmy właśnie od placu Zócalo, wokół którego zlokalizowanych jest wiele ważnych miejsc wartych odwiedzenia: barokowa Katedra Metropolitalna, ruiny Templo Mayor – dawnej świątyni Azteków, czy Pałac Prezydencki wzniesiony w miejscu pałacu ostatniego władcy Azteków – Montezumy, a w nim malowidła ścienne Diego Riviery i ogród kaktusów. Z powodu braku czasu podarowaliśmy sobie natomiast zwiedzanie jednego z najlepszych muzeów archeologicznych świata, Museo de Antropología y Historia, posiadającego bogatą kolekcję sztuki prekolumbijskiej, osiągnięć cywilizacyjnych Azteków i Majów. Będzie pretekst, żeby tu wrócić…
Zamiast tego postanowiliśmy oderwać się od zgiełku miasta i odwiedzić dzielnicę Xochimilco, która jest jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc w stolicy Meksyku. Zaczęliśmy jednak od nieudanej wizyty w muzeum Fridy Kahlo, gdzie kolejka była ogromna, a my nie wzięliśmy pod uwagę wcześniejszego kupienia biletów przez internet. No więc wróciliśmy na stację metra, którym dojechaliśmy do końcowej stacji Tasqueña. Stamtąd już tylko kilkanaście przystanków kolejką Tren Ligero do stacji Xochimilco i po półtoragodzinnej podróży trafiliśmy na miejsce. Do głównych atrakcji należą tu kanały, po których można pływać na pokładzie łódek zwanych trajineras, delektując się typowymi potrawami kupionymi w pobliżu przystani. Wynajęliśmy więc łódź z zapasem jedzenia i trunków. Łodzie trajineras ozdabiane są szyldami z motywami kwiatowymi, układającymi się w litery imion. Na wielu z nich pływają mariachi, dzięki czemu klimat jest tu niepowtarzalny. Zarówno turyści, jak i tubylcy lubią spędzać tutaj leniwe popołudnia. My mieliśmy jeszcze jedną okazję, którą mogliśmy świętować. Nasza córka Sara skończyła tego dnia 16 lat!
Pozostałe wpisy z Meksyku:
Świetna relacja i zdjęcia. 🙂 Z przyjemnością przeczytałam. 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękujemy. 🙂 Niedługo kolejna relacja z Meksyku.
PolubieniePolubienie