4.02.2017
Podczas całej podróży po Meksyku już tradycją stała się dość wczesna, jak na urlop, pobudka. Nie inaczej było w czasie ostatniego dnia naszej podróży busem przez półwysep Jukatan, w kierunku miejsca docelowego – Playa del Carmen. Żal nam było zostawiać nasz bardzo przyjemny i kameralny Hotel Hacienda Izamal. Wstąpiliśmy na lokalne śniadanie w centrum Izamal, na który składała się torta z wieprzowiną i warzywami. Jeszcze przed wyjazdem zrobiliśmy sobie krótki spacer urokliwymi uliczkami Żółtego Miasta. Więcej o Izamal możecie przeczytać w poprzednim wpisie.
Trzeba się jednak było zbierać w drogę do kolejnego punktu programu, którym było okryte sławą Chichén Itzá. To prekolumbijskie miasto założone przez Majów w IV-VI w. Jego zachowana południowa i zachodnia część jest związana z kulturą Majów, natomiast północna – z kulturą Tolteków. Czytając wcześniej opinie na temat Chichen Itza miałem mieszane uczucia. Niektórzy nawet wprost odradzali wizytę z tym miejscu ze względu na tłumy turystów i ogromny upał. Po kilkudziesięciominutowej podróży z naszym niezawodnym kierowcą Jose, dotarliśmy do celu. Bilet wstępu do Chichen Itza kosztuje 242 MXN za osobę.
Po wejściu na teren starożytnego miasta Majów i widząc monumentalną okazałość świątyni Kukulkan (El Castillo) zrozumiałem, jak wielki błąd zrobilibyśmy omijając to miejsce, które nie bez powodu zostało wybrane jednym z siedmiu nowych cudów świata. Warto tu spędzić trochę czasu, ponieważ całe miasto jest dość rozległe i oferuje znacznie więcej, a do ciekawszych miejsc należy zaliczyć Świątynię Wojowników, kolumnadę Tysiąca Kolumn i Świątynię Jaguara. Spacerując w słońcu po kompleksie faktycznie robi się gorąco, więc warto zaopatrzyć się w zapas wody. Chichen Itza to żelazny punkt w programie wszystkich zorganizowanych wycieczek, więc spotkaliśmy tu tłumy turystów z polski, karnie kroczących w rządku za przewodnikiem, wszyscy z wiszącymi u szyi portfelikami z napisem Rainbow albo Itaka.
Teraz marzyliśmy już tylko o tym, żeby schłodzić się w wodzie, a plan zakładał ostatni przystanek przed miejscem docelowym właśnie w cenote Ik Kil. Cenote to rodzaj naturalnej studni krasowej utworzonej w skale wapiennej, występujący szczególnie często właśnie na Jukatanie. Są one połączone z podziemnymi zasobami wody gruntowej i niekoniecznie posiadają lustro wodne widoczne na powierzchni, lecz najbardziej znane są duże, otwarte. Sęk w tym, że Ik Kil jest masowo oblegany, więc nasz niezłomny Jose wyszedł z inicjatywą zmiany planów i zaproponował, że zabierze nas do równie pięknych, ale mniej popularnych cenotów X’kekén y Samula leżących bliżej Valladolid (bilet wstępu 80 MXN dla osoby dorosłej). Nic nie było w stanie mnie powstrzymać przed kąpielą w chłodnej słodkiej wodzie studni, połączonej ze światem zewnętrznym tylko małym otworem, przez które wkradały się jak lasery snopy słonecznego światła. Po wysuszeniu spotkaliśmy jeszcze grupkę dzieciaków biegających w okolicy. Koleżanka na szczęście miała przy sobie sporą siatkę rzeczy, które dzieci po prostu rozchwytywały, jak np. zeszyty, kredki, długopisy. Lżejsi o przybory szkolne wyjechaliśmy w kierunku wybrzeża.
Playa del Carmen powitała nas późnym wieczorem gwarem tłumów podchmielonych turystów bujających w rytm przytłaczającego bitu konkurujących ze sobą dyskotek, w większości pod gołym niebem. Zmęczenie i późna pora jeszcze zwielokrotniła negatywne pierwsze wrażenie miejscowości uchodzącej za raj dla urlopowiczów z Europy. Uczucie to miało się na szczęście nieco zatrzeć w kolejnych dniach.
Pozostałe wpisy z Meksyku:
Jedna myśl w temacie “Meksyk :: Przez Jukatan na rajskie plaże”