19-21.02.2018
Warrnambool nie jest jakimś szczególnie pięknym miejscem. Miasto leży na południowo-zachodnich obrzeżach stanu Wiktoria, już poza główną częścią trasy Great Ocean Road. My potraktowaliśmy je jako przystanek na odpoczynek i nocleg przed dalszą podróżą na zachód w kierunku stanu Australia Południowa.
Zaraz po śniadaniu ruszyliśmy do położonego nieopodal Tower Hill Wildlife Reserve. Rezerwat oferuje kilka pieszych tras, z których my wybraliśmy te łatwiejsze z uwagi na Borysa, który podróżował w wózku. To bardzo fajne miejsce na spędzenie spokojnego czasu i obcowanie z przyrodą. Udało nam się spotkać drugiego pod względem wielkości ptaka świata – Emu, którego wizerunek umieszczony jest w godle Australii, obok kangura oczywiście. Tego ostatniego też spotkaliśmy hasającego w krzakach.
Stamtąd skierowaliśmy się do Port Fairy, w którym wiało tak mocno, że zrezygnowaliśmy ze spaceru. Po krótkiej sesji zdjęciowej pojechaliśmy dalej. Kolejnym przystankiem było portowe miasto Portland, ale niewiele jest tam do zobaczenia i po lunchu wyruszyliśmy dalej w stronę Cape Nelson State Park z pięknie położoną latarnią morską na skraju urwiska. Dojazd do latarni jest niezwykle malowniczy, a przy drodze można spotkać przedstawicieli lokalnej fauny. Tym razem natknęliśmy się na odpoczywającą przy drodze kolczatkę australijską.
Po drodze do Robe, naszego miejsca docelowego, mieliśmy jeszcze w planie tylko jeden punkt, Blue Lake, które między listopadem a kwietniem przybiera barwę głębokiego błękitu. Podobno w sezonie letnim jest całkiem szare. Faktycznie kolor tafli wody jest zachwycający.
Ostatnie 130 kilometrów przejechaliśmy właściwie bez przystanków, oglądając wysuszone pustkowia Australii Południowej na zmianę z ogromnymi hodowlami bydła. Ruch drogowy w tym rejonie jest wyjątkowo mały, tylko od czasu do czasu mijały nas ogromne wieloczęściowe ciężarówki.
W Australii jest drogo, nie da się ukryć. Tak samo jest z noclegami. Podróżując w większej grupie warto rozejrzeć się na Airbnb za domem do wynajęcia. My właśnie tak zrobiliśmy i wynajęliśmy piękny, w pełni wyposażony domek z trzema sypialniami blisko plaży. W takim miejscu moglibyśmy zostać znacznie dłużej, niż tylko planowane dwa dni. Po zaopatrzeniu się z okolicznym markecie wieczór spędziliśmy przy wołowinie barbecue i… dwóch butelkach australijskiego Merlota.
Przykładowe ceny żywności w markecie Foodland w Robe:
- Woda mineralna 1,5l – $1,83
- Opakowanie steków BBQ – $4,50
- Banany – $5,99 / kg
- Brzoskwinie – $3,99 / kg
- Pomidory – $7,99 / kg
- Ogórek – $6,99 / kg
- Cebula – $2,99 / kg
- Cebula czerwona – $4,99 / kg
- Jogurt owocowy mango 200 g – $1,29
Kolejnego dnia w planie mieliśmy tylko jedno – relaks na pięknej, szerokiej i zupełnie pustej plaży z białym delikatnym piaskiem i obłędnym kolorem wody. Dzieci miały raj, bawiąc się w bezkresnej piaskownicy, a my spokój, bo ciężko było je stracić z oczu. Czasami tylko trzeba było uważać na przejeżdżające samochody. Tak, tak, tu można jeździć po plaży, są nawet znaki ograniczające prędkość do 25 km/h. W pewnym momencie całkiem niedaleko od brzegu zobaczyliśmy jakieś ciemne kształty. Okazało się, że to stado delfinów przepłynęło bardzo blisko ściągnięte do zatoki silnym prądem.
Dwa dni w Robe szybko minęły i musieliśmy się z żalem pakować. Czekał nas teraz długi powrót do Melbourne z przystankiem w Apollo Bay. Prawie 500 km z małym dzieckiem to spore wyzwanie. Na miejsce dotarliśmy wieczorem po sześciu godzinach w trasie. Zmęczeni po całym dniu w samochodzie marzyliśmy o kąpieli w hotelu. I tu czekała nas niemiła niespodzianka. Okazało się, że w zabukowanym wcześniej motelu Great Ocean Road Brewhouse nie ma naszej rezerwacji! Zarówno Booking.com, jak i obsługa hotelu stanęli jednak na wysokości zadania i po chwili niepewności znaleźli dla nas rodzinny apartament z dwiema sypialniami, salonem i kuchnią w położonym przecznicę obok Best Western Apollo Bay Motel & Apartments. Miła niespodzianka na koniec przygody z Great Ocean Road.
Następnego dnia musieliśmy odstawić nasze auta do wypożyczalni i dostać się tym razem na lotnisko Avalon Airport oddalone o 50 km od Melbourne, skąd czekał nas półtoragodzinny lot do Sydney low-costową linią Jetstar. Na lotnisko najlepiej dostać się autobusem SkyBus. Za bilet w jedną stronę z Southern Cross Station zapłaciliśmy 22 AUD, czyli równowartość ok. 60 zł. Na pokładzie autobusów SkyBus dostępne jest bezpłatne wi-fi. Autobusy do Avalon kursują tylko przed konkretnymi lotami, więc nie warto wybierać wcześniejszych połączeń.